Miss Stonoga
|
|
Raz stonoga, miss piękności,
do kuzynki swej szła w gości.
Wdziała wizytową suknię,
włosy uczesała w pukle,
pociągnęła rzęsy tuszem,
skroń przykryła kapeluszem...
Jeszcze pantofelków sto i gotowe.
– Ho, ho, ho! –
rzekła, stając na wprost lustra.
– Ta figura... I te usta!
To spojrzenie, styl, ta gracja...
Och... po prostu rewelacja!
A tymczasem u kuzynki
już bawiło pół rodzinki.
Pili kawę z cynamonem,
jedli kluski z makaronem,
wyjadali prosto z beczki
podkwaszone ogóreczki.
Ten wywijał obertasa,
tamten po mebelkach hasał...
śmiechu było co niemiara!
Nagle ktoś zawołał:
– Zaraz!...
Zaraz, zaraz, gdzie stonoga?
Gdzie kuzynka nasza droga?
– Obiecała przyjść o piątej!
– Lecz czy przyjdzie?
– Raczej wątpię...
– Przecież była zaproszona!
– Może ma pod górkę do nas?...
– Zegar bije jedenastą...
– Już nie przyjdzie...
– Podam ciasto.
Każdy zjadł faworków tuzin
(mniam!… marzenie… niebo w buzi!),
kilka pączków, torcik słodki,
a na deser dwie szarlotki.
Wreszcie, syci i weseli,
do swych domów polecieli.
A stonoga?
Ona wciąż przed lustrem stoi,
nos pudruje, miny stroi:
– Och... wyglądam wprost przepięknie!
Ach... kuzynka z żalu pęknie!
Ciotki będą mi zazdrościć...
Oczaruję wszystkich gości!...